Żenić się z Helgą czy Juliette? Czyli jaki drugi język obcy wybrać

Często jestem pytana o to, jaki drugi język warto się uczyć. Trudno jest mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ponieważ jest to trochę jak decyzja o wyborze partnera życiowego: czy wybrać Kunegundę, która może nie jest piękna, ale jest bogata i umie gotować, czy Juliette, która jest zarówno piękna, jak i miła w obyciu, ale nie ma dużo pieniędzy.

Obecnie większość Polaków ma język angielski jako swój pierwszy język obcy. Niemniej jednak już w podstawówkach wprowadza się drugi język obcy i zazwyczaj mamy do wyboru: niemiecki, francuski, hiszpański, włoski, rosyjski. Niestety, nauka tego drugiego języka często jest traktowana po macoszemu i po ukończeniu szkoły średniej niewiele z niego pamiętamy. Osobiście miałam język niemiecki w gimnazjum i liceum, a wcześniej rosyjski w podstawówce, i oczywiście niewiele z tego pamiętam.

W trakcie studiów na wielu uczelniach nadal wymagane jest opanowanie dwóch języków obcych. Tutaj, jako dorośli, stajemy przed dylematem: który język wybrać?

Jeśli spojrzymy na ten temat z perspektywy przydatności języka w pracy, to bardzo często wybór pada na niemiecki. Jednak czy to jest naprawdę dobry wybór dla każdego? Z pewnością nie, przynajmniej dla mnie Helga jako partnerka życiowa nie wchodziła w grę.

Wybór języka, który będziemy musieli opanować na poziomie przynajmniej B2, jest podobny do decyzji o spędzeniu wielu godzin z daną osobą. Proszę, nie zrozum mnie źle, nie mam nic do niemieckiego, przecież uczyłam się go przez 7 lat i wracałam do niego w pracy. Jednak moje wysiłki były na nic! Były pełne frustracji. Pomiędzy mną a Helgą brakowało chemii! Kupiłam tyle materiałów, słuchałam niemieckiego w drodze do pracy i z powrotem, robiłam setki ćwiczeń, a mimo to czułam porażkę. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną coś nie tak, czy to niemiecki taki trudny. Oczywiście prawda leżała pośrodku. Ze mną wszystko było w porządku, przecież dobrze znałam angielski, hiszpański i włoski, potrafiłam uczyć się języków. Z niemieckim też nie było problemu, był regularny i nie mogłam zrozumieć, dlaczego muszę się tak bardzo zmuszać do nauki. Wtedy zrozumiałam frustrację moich uczniów, którzy “muszą się uczyć angielskiego”, bo ich motywacja opiera się tylko na pracy.

W miarę jak ta frustracja rosła, koleżanka z pracy wspomniała, że uczy się francuskiego. Pomyślałam, że może i ja spróbuję. Nie szkodziło, że praca z francuskim nie jest tak powszechna, że może to po prostu taka zabawa i nie przyda mi się to zawodowo. I tak pojawiła się w moim życiu Juliette! Co za oddech świeżości! Nie musiałam już zmuszać się do nauki, a wręcz nie mogłam się doczekać codziennych dawk słuchania francuskiego, robiłam ćwiczenia nawet w przerwie obiadowej w pracy! W weekendy odbywałam maratony oglądania francuskich youtuberów, czytałam “Mikołajka”, nawet rozmawiałam z kotami po francusku i poprawiałam wymowę męża. W niecały rok osiągnęłam poziom B1. Teraz znam francuski na poziomie B2, więc nie straszne mi francuskie produkcje na Netflix ani TV5MONDE.

Morał z tej historii jest taki, że język musi Ci się podobać. Po prostu. Musisz chcieć oglądać filmy w tym języku, czytać prasę, a kultura krajów posługujących się tym językiem musi choć w pewnym stopniu do Ciebie przemawiać. Jeśli uczysz się go tylko “do pracy”, to ryzykujesz walkę i cierpienie, które przeżywałam z niemieckim. Poza tym, jeśli język Cię zainteresuje, nauczysz się go szybciej i osiągniesz wyższy poziom, a w pracy zyskasz więcej z dobrej znajomości np. francuskiego niż z słabego niemieckiego. Dlatego idź za głosem serca i zdecyduj, z którym językiem chcesz spędzać życie. Jeśli chcesz go dobrze opanować, przygotuj się na długą podróż, o czym napiszę w kolejnym artykule.

Pozdrawiam multijęzykowo!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *