Jesteś dorosły? Nigdy nie nauczysz się języka tak dobrze jak dziecko – czyli bzdura językowa nr 1.

Gdyby każdy z moich uczniów płacił mi 1 zł za każdym razem, kiedy wygłasza zdania typu “Jako dorosły to już się nie nauczę tak dobrze”, “Było się uczyć za młodu”, “To już nie ten wiek na języki”, “Żeby mieć dobry akcent, to chyba trzeba się urodzić w Anglii”, ja prawdopodobnie nie prowadziłabym już biznesu językowego, bo byłabym milionerką opływającą w dostatki. Na szczęście dla wszystkich dorosłych osób, które chcą od podstaw nauczyć się nowego języka, będę po prostu szlifować i dalej rozwijać język, który znam – te wszystkie powyższe mądrości są nieprawdziwe.

A to dlatego, że MOŻNA osiągnąć znajomość drugiego języka porównywalną do ojczystego już będąc dorosłym, spełniając kilka warunków (Petito, 2009):

  1. Nauka języka obcego będzie bardzo systematyczna i będzie kontynuowana również poza zajęciami.
  2. Kontekst musi być bardzo bogaty i zróżnicowany (mówienie, słuchanie, czytanie, różne rejestry języka, radio, TV, YouTube, Internet, książki itp.).
  3. Znajomość języka ojczystego musi być cały czas podtrzymywana – to ciekawy wniosek, ale zgadzam się z nim, bo jeśli ktoś nie zna swojego języka ojczystego na poziomie C2, to nie osiągnie takiego poziomu w języku obcym.

Ale co z tego, że są badania naukowe potwierdzające możliwość osiągnięcia biegłości w języku już w wieku dorosłym, skoro wszyscy uparcie powtarzają, że albo od małego, albo zapomnij, Inglisz dla ubogich forever.

No dobrze, to w takim razie co odróżnia dziecko od dorosłego w kwestiach nauki języka?

DZIECKO UCZY SIĘ LATAMI

Nie możemy zapominać, że proces nauki języka przez dziecko trwa DŁUGIE LATA, w trakcie których dziecko jest wręcz bombardowane komunikatami językowymi. Wszyscy mówią do niego wyraźnie, powtarzają, mają anielską cierpliwość, pokazują na obrazkach, czytają książeczki, puszczają edukacyjne bajki i zachwycają się każdym postępem. A dorosły? Dorosły ma umieć, od razu, z marszu, całymi zdaniami i na dodatek bez błędów, bo przecież błąd to wstyd. I dlatego nie ukrywam, są różnice pomiędzy uczeniem się dziecka i dorosłego, ale rezultat może być równie dobry.

DZIECI POPEŁNIAJĄ MNÓSTWO BŁĘDÓW I MAJĄ TO DALEKO GDZIEŚ

No właśnie – wstyd okropny, sodomia i gomoria popełniać te błędy, uszy puchną prawdopodobnie każdemu, kto je słyszy. Bo słyszy na pewno i tylko patrzy, gdzie by tu złapać nas na jakimś błędzie. I zaraz przyjedzie policja językowa i wręczy mandat za użycie nie tego trybu warunkowego albo nie takiego przyimka, jak powinniśmy. Tak, to czasem w naszych dorosłych głowach wygląda. Oczywiście życzyłabym sobie, żeby każdy dorosły traktował swoje wysiłki językowe tak wyrozumiale, jak traktujemy turystę, który na Rynku w Krakowie pyta: “Psieplasiam, dzie je?t Wawel ziamek?”. Pobożne jednak moje życzenia, bo ze szkoły wynieśliśmy właśnie tę policję językową w sobie i doszukiwanie się wszędzie błędów, zamiast skutecznego komunikowania się. Dlatego tak, nie jesteśmy już dziećmi, więc się tymi błędami przejmujemy, zamiast iść do przodu i traktować pomyłki jako naturalny proces uczenia się języka. Moja dwuletnia córka uparcie twierdzi, że lubi jeść “bułecki”, mimo że zawsze mówimy jej, że to “bułeczki”. Mówi też “Sit daddy tutaj” albo “Mommy don’t, nie czesaj” i wcale się nie martwi mieszaniem języków. A jak dorosłemu zdarzy się wpleść przez pomyłkę polskie słowo na zajęciach, to zaraz jest “O Jezus, co ja mówię?!”.

DZIECI MAJĄ OGROM CZASU I BRAK DEADLINE

Mogą uczyć się nawet codziennie, przez zabawę, nie pracują po ponad 8 godzin, nie gotują dla całej rodziny i nie rozwożą nikogo do szkoły. Są też – co bardzo ważne – przyzwyczajone do uczenia się nowych rzeczy! A dorośli odwrotnie – zazwyczaj nie mogą czekać 10 lat na naukę i choć mają zapał i chęci, to mają bardzo mało czasu, mnóstwo obowiązków i ciężko jest im wygospodarować 1-2 godzinki na język w tygodniu. Oczywiście nie muszę nikogo chyba przekonywać, że to za mało. W takim tempie jak utrzymamy swój obecny poziom, to będzie sukces, ale żeby zrobić postępy, trzeba tę naukę zintensyfikować i uczynić bardziej regularną – polecam minimum 30 minut dziennie skupionej (!) samodzielnej pracy (oprócz zajęć). Wyrabia to też nawyk ciągłego uczenia się, bo jednak jako dorośli często tracimy nawyk “studenckiego” uczenia się, a to nam się nie chce, a to powieka spadnie nad książką, a to znowu jesteśmy wciąż rozpraszani przez telefony, powiadomienia i wciąż ktoś od nas chce. Dlatego często nawet te 30 minut dziennie w skupieniu nad językiem wydaje się niemożliwe.

DZIECKO UCZY SIĘ WOLNO

Tak, dzieci uczą się wolniej niż dorośli! My uczymy się inaczej, potrzebujemy zrozumieć dany materiał, aby być w stanie produkować język, i możemy przyspieszyć proces jego nauki poprzez np. nauczenie się podstaw gramatyki, czego małe dziecko na pewno nie zrobi. Zazwyczaj po pierwszych zajęciach z włoskiego czy hiszpańskiego z dorosłymi moi uczniowie potrafią powiedzieć przynajmniej 10 podstawowych zdań o sobie, znają zasady wymowy (czy to nie piękne, że w tych językach tak łatwo opanować szybką wymowę?), często potrafią liczyć do 20, podać mi numer telefonu, przywitać, pożegnać się i jeszcze orientują się, że tak wiele słów (internacjonalizmów) już znają! Z dziećmi tak szybko to nie działa! Dziecko, aby wyprodukować podobną liczbę komunikatów i poznać podobną liczbę słów, musi usłyszeć je wielokrotnie i zawsze w kontekście.

Dlatego – do nauki moi drodzy. A jako bonus dodam jeszcze, że osoby mówiące więcej niż tylko 1 językiem mają mniejsze szanse na zachorowanie na Alzheimera (a jeśli już, to chorują średnio 5 lat później niż osoby jednojęzyczne).